Guwernantka wyprowadziła dziecko, a Leonia zdejmując rękawiczki i kapelusz, który wyniosła pokojówka, opowiadała swe kroki w sprawie pani Ebsen, postrach jakim jest dla wszystkich nazwisko Authemanów i radę Raveranda, żeby się udać do ministra sprawiedliwości.
Stała przy kominku, wysmukła i śliczna, ożywiona całodziennym ruchem i różowemi odbłyskami ognia, przy którym kolejno grzała nóżki wygięte i wązkie. Jednakże to o co prosiła, przemówienie do ministra, przedstawiało wiele trudności w owej chwili.
— Wojna jest wypowiedziana i to nie żartem... wyroki, prawa magistratury...
Przybliżyła się o krok, spojrzała swem ładnem złotawozielonem okiem i rzekła:
— Bardzo cię proszę.
— Gotów jestem na twe usługi, moja droga.
Uczuł chęć porwać ją w ramiona i przycisnąć do serca, kiedy we drzwiach z trzaskiem otwartych, automatyczny głos oznajmił:
— Pani wicehrabino, obiad już podany.
Henryk d’Arlot wziął żonę pod rękę i gdy przechodzili do jadalnego pokoju, skąd ich śledziła z zaciekawioną minką dziewczynka siedząca już przy stole, zdawało mu się, że okrągłe i gibkie ramię Leonii opiera się i drży trochę.
Był to jedyny skutek kroków pani Ebsen.
Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/248
Ta strona została skorygowana.