— Pycha i tylko pycha w tej kobiecie, ani serca, ani wnętrzności. Zaraza anglikańska, wszystko w niej pochłonęła. Taka jest twarda i zimna jak marmur.
Stary dziekan, siedząc przed kominem, gwałtownie uderzył szczypcami po okopie, które jego droga w milczeniu z rąk mu wyrwała.
Tak był przejęty, że nie spostrzegł tego i dalej ciągnął opowiadanie: o bytności swej w pałacu Authemanów.
— Przekonywałem ją, błagałem, groziłem. Odpowiadała mi kaznodziejskiemi frazesami: o obojętności względem wiary, o potrzebie wielkich przykładów. Jak na złość, dobrze mówi ta kondliczka. Za wiele żargonu z Chanaan. Ale wymowna i dobrej wiary. Nic mnie to nie dziwi, że obałamuciła tę młodą głowę. A co ona zrobiła z tym Crouzat. Wszystkom wypowiedział co o niej myślę!