Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/251

Ta strona została przepisana.

naprzód szczęki, iż dziekan się roześmiał i ośmielony gniewem żony, rzekł:
— O! ale oni jeszcze nieskończyli ze mną. Nikt mi nie zabroni mówić i zaskarżyć ich przed sumieniem publicznem. Chociażbym miał nawet posadę utracić!
Nieszczęsne to słowo, nagle przypomniało główny punkt tej okoliczności. Co to, to nie, skoro posadzie może grozić niebezpieczeństwo.
— Zrób to dla mnie i nie mieszaj się do niczego, Albercie!
— Droga, droga! — błagał biedny Albert — droga niechciała słuchać. Gdybyśmy byli sami, możnaby ryzykować, ależ chłopcy: Ludwik ma zostać pomocnikiem naczelnika, Fryderyk poborcą podatków, major jest podany do orderu. Ci ludzie są tak potężni, że dosyć ich skinienia.
— A mój obowiązek? — przebąknął dziekan, który poczynał słabnąć.
— Jużeś go dopełnił, a nawet i więcej uczyniłeś, Cóż myślisz, że Authemanowie darują ci kiedykolwiek szorstkość dzisiejszych słów twoich; — posłuchaj mię.
Wziąwszy go za ręce, zaczęła przekonywać:
— Czy chciałbyś w twym wieku biegać po ślubach i pogrzebach? Zawsze powtarzasz: „jestem u szczytu... jestem u szczytu”. Ale powinieneś pamiętać z jakim trudem dostałeś się tam. A w sześćdziesiątym piątym roku życia, zwichnąć karyerę byłoby smutno.