Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/252

Ta strona została przepisana.

— Droga...
Był to ostatni opór uczyniony dla bonoru, gdyż zdanie żony, zgadzało się z przekonaniem kolegów jego. z fakultetu, wypowiedzianem przed chwilą, w czasie przechadzki do koła gazonu, mniej zimnego i smutnego jak egoizm ludzki.
Tak, wspinać się na nowo pod górę swemi staremi nogami, przestraszało go, a więcej jeszcze okropne sceny, burze domowe, jakieby powstały w razie śmiałego zamachu, o jakim zamyślał po wizycie u Authemanów.
Lecz jakąż wymówkę dać biednej matce? Udała się do niego z całem zaufaniem, licząc na jego tylko pomoc wśród ogólnego zobojętnienia. I otóż on się usuwa jak inni, zmuszony uciekać od tej wielkiej boleści, albo ją łudzić kłamliwemi i czczemi obietnicami: „Czekaj pani, to tylko chwilowe przejście. Bóg tego niedopuści.” O! poczciwy dziekanie hypokrytów i tchórzów.
Od tego dnia, ani spoczynku, ani swobodnej pracy nie zaznał stary Aussandon, u szczytu!
Wyrzut sumienia, ten ponury ostrzegacz, siadał z nim przy stole; ścigał go wszędzie, towarzyszył mu na brudne przedmieście Ś-go Jakóba, oczekiwał na rogu bulwaru Arago, gdy wychodził z lekcyi. Pastor nieśmiał nawet wchodzić do ogródka, chociaż był to czas nowego zasiewu, bo tam zgryzota sumienia przybierała widzialną postać bladej twarzy o zaczerwienionych oczach matki, upatrującej przez okno: coby mogła uczy-