Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/256

Ta strona została przepisana.

go i wołać pod kołami: „Moje dziecko, gdzie jest moje dziecko?” Albo też jechać do Londynu, Bazylei, Zürichu, szukać jej samej, jak jej radzono w biurze poszukiwań.
— Biedna, biedna przyjaciółko. Myśl to niemożliwa. Ta podróż byłaby tylko ruiną, wśród takiej niepewności, jeszcze niebezpieczniejsze byłyby jakieś gwałtowne kroki w Paryżu, które by panią naraziły na więzienie, lub co gorszego. Birk nie mówił coby to było, lecz tajemniczość jego wielkich oczu, podnoszenie się śpiczastej apostolskiej brody, wyrażały udzielający się przestrach.
I biorąc jej ręce w swe dłonie: ciężkie i wilgotne, pachnące pomadą, używaną do długich pukli, które ciągle poprawiał, uspokajał ją, starał się ukołysać, mówiąc:
— Zostaw mi pani pole do działania. Jestem przy tobie, dla ciebie tylko tu pozostaję. Ufaj mi dziecko twoje będzie ci powrócone.
Jakto łatwo mylić się na ludziach! Ten człowiek, który jej się tak niepodobał, któremu nieufała, zniechęcona jego słodziutką miną, ubieganiem się za posagami, sam jeden nieopuścił jej: odwiedzał ją, wywiadywał się o jej życiu i zamiarach, a nawet zapraszał ją na narodowe do swego mieszkanka kawalerskiego, które dewotki zdobiły podarunkami. I za każdym razem, gdy ją odprowadzał, zwykł powtarzać: „Trzeba się rozrywać, biedna przyjaciółko!”