coremu omnibusowi i modnym nowościom przez okna sklepowe.
Któż może wiedzieć, wielu to wynalazców, poetów, zakochanych, złoczyńców lub waryatów, znajduje się pomiędzy tymi ludźmi, idącymi po przed siebie, ażeby uciec przed wyrzutem sumienia, lub też goniąc za chymerą! Lunatycy idei, samotni w najgęstszym tłumie, ci próżniacy są najbardziej ze wszystkich ludzi zajęci, nikt ich nie może rozerwać: ani obłoki, na które spoglądają, ani potrącanie przechodniów, ani też książka, machinalnie przerzucana.
W czasie tej włóczęgi po Paryżu, pani Ebsen wracała się zawsze do jednego miejsca, to jest do pałacu Authemanów, do którego z początku chciała się wcisnąć, ażeby zasięgnąć od sług niejakich wiadomości. Lecz nie miała potrzebnych środków do rozjaśnienia tych zimnych postaci najemników.
Obecnie zadawalniała się tylko obchodzeniem tego domu, jakby instynktem gnana, pomimo pewności, że córki nie ma we Francyi. Stawała na pustym placyku przed palisadą pałacową i całemi godzinami wpatrywała się w głąb podwórza, w wysokie poczerniałe mury, w nierówne okna o rzeźbionych kapitelach.
Powozy zatrzymywały się przede drzwiami: ludzie wchodzili i wychodzili z tekami, dźwigając na plecach worki z pieniędzmi. Na głównym ganku, pokazywały się poważne postacie.
Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/259
Ta strona została skorygowana.