Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/267

Ta strona została przepisana.

— Nie widziałem afisza... o czem pan będziesz mówił?
— O Ewangelii przypadającej na dzisiaj... Kazanie na Górze.
— Będzie ci się zdawało, żeś w Mondardier, pomiędzy swymi drwalami.
— Nie, nie; dla Paryża będę mówił... Miałem coś do powiedzenia przed śmiercią...
Stojący obok niego kolega z fakultetu teologii odchodząc szepnął po cichu:
— Ostrożnie, Aussandon...
Dziekan potrząsa głową w milczeniu: znane mu są te rozważne przestrogi, aż nadto długo ich słuchał.
Nie poszedłże on jeszcze raz do pałacu Authemanów, chcąc się dowiedzieć od tej niemiłosiernej kobiety, jednej tylko rzeczy: gdzie przebywa Lina. Pragnął sam pójść po tę biedną, zbłąkaną duszę — i oddać ją macierzyńskim pieszczotom. Pani Autheman ciągle odpowiadała:
— Nie wiem... Bóg ją zabrał.
Gdy pastor zagroził, że ją publicznie oskarży podczas nabożeństwa, odrzekła:
— Uczyń to dziekanie, pójdziemy się przysłuchać.
— A więc usłyszysz bezecna!
Uniesiony gniewem wstępuje po omacku na czarne kręcone wschodki, prowadzące do kazalnicy, otwiera nizkie drzwiczki i staje śród światła i powietrza olbrzymiej nawy.