Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/281

Ta strona została przepisana.

— Boże mój! Któregoś dnia u Birka, ten stary jegomość, taki grzeczny, a który ze mnie wyciągał opowiadanie o pani Autheman i fasoli świętego Ignacego. — Ach podły ten Birk! więc to jest owa tajemnica i okropna rana, którą mi groził. — Zamknąć mnie chcą, jak waryatkę, uwięzić, jak męża tej kobiety...
Nagle opanował ją strach, drżała jak dziecko, które ścigają.
— Mój przyjacielu, mój przyjacielu, broń mię, nieopuszczaj...
Lorie ją uspakajał, jak mógł:
— Nieopuszczę i zacznę od tego, że wywiozę panią i skryję u życzliwej osoby.
Przyszła mu na myśl Henryeta Briss, kobieta szalona, ale uczynna.
— Byleby nie wyjechała z Paryża.
Podczas gdy posłał po fiakra, pani Ebsen, tracąc głowę jak w pożarze, kiedy wszystko dokoła jest czerwone i szyby pękają, zebrała trochę rzeczy, wydobytych z szaf, nieco pieniędzy, portret Eliny i jej listy. Spieszyła się, dyszała ciężko, lecz nie mówiła ani słowa. Trwoga jej wzmogła się, gdy matka Blot, powróciwszy z fiakrem, powiedziała, że był rano jakiś jegomość i rozpytywał się o lokatorkę: kiedy wychodzi, o której godzinie powraca...
Lorie przerwał:
— Jeżeli ten człowiek jeszcze przyjdzie, proszę mu powiedzieć, że pani wyjechała w niedaleką podróż.