— Jeżeli będziesz robił głupstwa, to cię porzucę.
W czasie długiej przeprawy z ulicy Val de-Grâce aż do mieszkania Henryety przy ulicy Sèvres, przechodząc przez dworzec kolei Wschodniej, Lorie opowiadał tę scenę swojej przyjaciółce, Nowy ten Chemineau, wywarł na nim tak silne wrażenie, iż pomimowoli, powtarzając jego słowa, naśladował głos twardy i syczący.
Nie powtórzył pani Ebsen „porzucę cię” ale powiedział, że ci ludzie są zbyt mocni, więc nie trzeba głupstw robić.
Nie miała też na to ochoty, biedna ta znękana i złamana kobieta, cała drżąca na myśl, że ją chciano zamknąć między waryatkami.
Przybyli nakoniec o zmroku, do Henryety, weszli na wschody z miękkiego kamienia, domu zamieszkałego przez robotników, przesiąkłego rozmaitemi zapachami, z których najznośniejszy wydawała ciepła mąka, z piekarni. Na drugim piętrze, zkąd czuć było malowanie i pokost, ujrzeli się przede drzwiami z napisem:
Młoda kobieta w dużym pensyonarskim fartuchu, z czołem obwiązanem chustką umoczoną w wodzie uśmierzającej, otworzyła drzwi, w jednem ręku trzymając paletę, a w drugiem nóż do złocenia.
— Panna Briss?... Tu mieszka. Poszła po obiad dla siebie, ale zaraz wróci.