Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/285

Ta strona została przepisana.

Promień światła dziennego, prześlizgał się do przedpokoju, przez nawpół otwarte drzwi z pracowni, gdzie widać było setki posążków błyszczących złotem i barwami kościelnemi. Przez to samo wejście wchodziło się do pokoju Henryety, gdzie ich wprowadzono.
W tym małym pokoiku panował okropny nieporządek: łóżko nieposłane, zarzucone było dziennikami, na drewnianym stole obok kałamarza, leżały sztucce do jedzenia i arkusze papieru zagryzmolone i zaplamione atramentem. Różaniec z grubych paciorek, zawieszony był na lustrze, nad obrazem Ś-go Jana, z barankiem w obrożce na szyi; wszędzie warstwy kurzu nigdy niezmiatanego, wszystko w tej małej celce opowiadało o życia istoty wykolejonej i dziwacznej. Okno wychodziło na ciasne podwórze, które wieczorem oświecało się światłem buchającem z piekarni.
Naprzeciw okna, tak blisko że ręką można było dostać, wznosił się ponury mur, na którym wilgoć i pleśń nakreśliły foremne heroglify, od dołu do góry, wypisujące jedno i toż samo; „Nędza i choroba, choroba i nędza.” „Witam państwa, prawdziwa niespodzianka.”
Henryeta weszła z chlebem i talerzykiem w rękach, piekarz bowiem z dołu pozwalał jej gotować przy swoim ogniu. Wysłuchawszy o co idzie natychmiast ofiarowała swój pokój i łóżko. Sama miała sypiać na kanapie, a panią Ebsen przedstawić za ciotkę przybyłą z Chrystyanii.