Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/286

Ta strona została przepisana.

— Zobaczysz pani jak to przyjemnie, jacy to dobrzy ludzie ci Magnabos. On jest wolnomyślicielem, ale co za głowa, jaki ogień... Często z nim rozprawiamy. A do tego dzieci nie ma, ani jednego.
Rozmawiając rzucała rzeczy pani Ebsen bezładnie do komody. Paląca się lampa naftowa, oświecała stół, na którym pośród różnych papierów, widać było sztuciec blaszany i wyszczerbiony talerz.
Lorie pożegnał je w czasie obiadu; matka była trochę spokojniejsza, czując się zabezpieczoną, Henryeta zaś ciągle gadająca i podbudzona nietyle połoženiem pani Ebsen, jak powietrzem Paryża zanadto gwałtownem i skomplikowanem dla tej biednej anemicznej istoty.
Ten Paryż obecnie przestraszał Loriego. Nigdy jeszcze tak nie poznał ujemnej strony jego bezeceństw jak dziś. Powracając powoli na ulicę Val-de-Grâce, po obiedzie, zdawało mu się, iż stąpa po gruncie podminowanym.
Więc te rzeczy o których się czyta, są możliwe? Przecież dobrze wiedział, że pani Ebsen nie jest waryatką. Czyżby naprawdę chciano ją zamknąć, a może to była tylko pogróżka, aby się zachowywała spokojnie?
Ktoś go oczekiwał siedząc na progu drzwi. — Przypomniał sobie wczorajszego człowieka i spytał żywo, nie zbliżając się doń:
— Kto tam?