Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/288

Ta strona została przepisana.

Dzieci powrócą do pana i Sylwanira z niemi, to nieuniknione. Wiedział o tem i był na to zrezygnowany, jednakże...
Ponieważ godzina wybiła u Ś-go Jakuba, a Koman niechciał opuścić pociągu, pożegnał więc pana, mrugając wilgotnemi oczkami i zamykając całą boleść, w okrzyku:
— „Cré cochon” panie Lorie.
U Magnabos’ów pani Ebsen pędziła życie bardzo smutne i samotne.
Henryeta biegała po klasztorach, zakrystyach, przestraszona wyrokiem rządu o klasztorach i kongregacyach, którego blizkie wykonanie zapowiadano. Biedna matka, nie śmiejąc wychodzić, dręczyła się w tym pokoju, którego nie mogła uczynić znośnym do mieszkania, ponieważ jej burzliwa towarzyszka, dziesięć razy na dzień wpadała i wybiegała jak huragan.
Co za różnica z cichem mieszkaniem na ulicy Val-de-Grâce! Jedyną jej rozrywką było odczytywanie na murze; choroba... nędza, lub też spędzenie godzinki w przyległej pracowni.
Magnabos, rodem z Aviège, gruby, krępy, brodaty, w wieku lat pomiędzy trzydziestu pięciu a pięćdziesięciu, z żabiemi powiekami i głosem basowym, był znakomitością na zebraniach publicznych, zdobył sławę w sali, na ulicy d’Arras, ale szczególnie celował w mowach pogrzebowych.
Ani jeden z ważniejszych cywilnych pogrzebów nie odbył się bez mowy Magnabos’a. A ponieważ