Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/289

Ta strona została przepisana.

te ceremonie nie odbywały się tak często jakby on sobie życzył, zapisał się do loży masońskiej i w lidze wolnomyślicieli, czatując w obydwóch towarzystwach, doglądając starców, chorych, przymierzając do nich swą mowę pogrzebową, tak jakby brał miarę na jodłową trumnę, wiedząc dokładnie: coby mógł mu przynieść panegiryk.
W danym czasie, z nieśmiertelnikiem zatkniętym w dziurce od guzika, z szeroką niebieską wstążką na piersi, unoszącą się z wiatrem w deszcz i pogodę, w każdą porę roku, Magnabos stawał nad jamą wykopaną i przemawiał. Nie były to wielkie rzeczy, ale zawsze coś.
Zwolna zaczął zakrawać na kapłana. Jego mowa nabierała namaszczenia, ruchy, powagi; nieprzyjaciel księży, stawał się księdzem wolnomyślicielstwa, którego zachowywał reguły i obrzędowość, pobierał opłaty, zjadał śniadania na koszt krewnych, otrzymywał koszta podróży; gdyż Magnabos dla mów pogrzebowych udawał się aż do Poissy, Nantes, Pernon.
Ach, gdyby wolnomyśliciele wiedzieli o prawdziwem rzemiośle swego arcykapłana, malarza godeł religijnych, powlekającego farbami wszystkie te statuetki z kartonu naśladującego kamień, jakie można widzieć na wystawach ulic: Bonaparte i Saint-Sulpice. Cóż robić, żyć trzeba! — Zresztą Magnabos, tak mało się zajmował temi bożkami, jak ich nazywał.