Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/295

Ta strona została przepisana.

biurko, na którem leżały zielone teki w porządku ułożone, wspaniały salon z meblami z pierwszego cesarstwa, w pokrowcach w smaku sukien owoczesnych — stanął nakoniec przed wysokiemi drzwiami, z rzeźbą w stylu poważnym.
Był to pokój jego żony.
Od czterech lat, drzwi te uporczywie zamykały się przed jego szczęściem.
Z początku zachowywano formy przyzwoitości, pozorowano zmęczeniem, chorobami kobiecemi, które panie umieją udawać w razie niechęci; potem przyszła kolej prostej odmowy bez wyjaśnień i zasuwki mocno w starym murze osadzone.
On wcale nie protestował, czyniąc spełnienie swych życzeń od niej samej zależnem. Lecz wiele to razy w nocy, marzył w tym wielkim salonie, tak samo jak i w korytarzu w Porcie Zbawiciela, przysłuchując się równemu i spokojnemu oddechowi swojej Joanny.
Myślał: „Sprzykrzyłem się jej, to wstręt, odraza...” i tak jak w młodości oddał swój policzek staraniom doktorów; lecz okropny nocrus dziedziczny, naigrawał się ze wszystkich leków.
Operacye nieprzyniosły żadnej ulgi. Wykorzeniana choroba, wznawiała się jeszcze ohydniejszą za każdym razem i rozciągała się jak siny pająk na całej jednej stronie twarzy.
Wówczas rozszalały, upokarzając w swem sercu miłość, która go niechciała, Autheman próbował rozpusty.