Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/298

Ta strona została przepisana.

Autheman przyglądał się chwilę i wyszedł bez gniewu; chłodno powiedział stangretowi:
— Pilno mi, Piotrze.
Kareta pomknęła, pędząc przez ulice, nadbrzeża, smutne przedmieście Ivry, zczerniałe od składów węgla, pełne chatek robotników i ciężkiego dymu z kuźnic. Jest to dzielnica nędzy i powstań, po której rzadko przejeżdżające powozy zarzucane bywają przez okna gnojem i błotem.
Lecz kareta bankiera od tak dawna przebywająca tę drogę, dobrze jest znana ludności w Ivry, nie ma się czego obawiać, zamknięta jest bowiem jak lektyka trędowatego, nawet pomiędzy zbożem i falującemi łąkami, ozłoconemi czerwonem słońcem.
W taki to sposób podróżuje ten bogacz, wychodzący z więzienia wówczas, kiedy się odmyka przed nim krata i kiedy może swobodnie napawać się miodowym zapachem pacolonii rozpościerającym się ponad martwą ciszą Portu Zbawiciela.
— Gdzie jest pani? — spytał, podczas gdy koń jego błyszczący i dumny, gryzł spienione wędzidło.
— W parku, na ławce Grabryeli.
Na tej porosłej mchem ławce, półokrągłej, łączącej górne poręcze wschodów i utajonej, jak gniazdko, pomiędzy gałęziami starej lipy, piękna