Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/301

Ta strona została przepisana.

cierpienie przemawiające doń: „ona mnie nigdy nie zechce.” Nawet to było słodkie, ponieważ od niej pochodziło.
— Czy przypominasz sobie Joanno, kiedy matka przyszła cię prosić o rękę? Spędziłem całe popołudnie tu na tej ławce w oczekiwaniu. O bez niecierpliwości i bardzo spokojny. Mówiłem sobie: „Jeżeli ona nie zechce, umrę.” Wiedziałem nawet jak umrę, wszystko przygotowane było do tego... Spójrz na mnie. Wiesz dobrze, że nie lubię czczych słów. Widzisz mnie przed sobą, jak jedenaście lat temu, mam silne postanowienie umrzeć, jeżeli odmówisz; godzina i miejsce już są obrane... Wyrokuj!
Znała go jako poważnego i szczerego człowieka i strzegła się wymówić „nie”, którego potwierdzenie mógł wyczytać w jej oczach, jak w mimo wolnem cofaniu się całej jej istoty.
Łagodnie zwraca go do uczuć chrześciańskich, wiary kojącej, do prawa Boskiego, które zabrania nam porywać się na swe życie.
— Bóg? Ależ to ty jesteś mym Bogiem!
Potem, były to raczej całusy niż wyrazy, jąkanie namiętne:
— Bóg! To twoje usta, twój oddech, twoje ramiona, któreby mnie otoczyły, to twoje nagie ramię, na którembym usnął. W tej świątyni do której mnie wprowadziłaś i nad cyframi palącemi