Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/308

Ta strona została przepisana.

— Nie opuszczaj mię... to tak boli...
Zbliska, ażeby módz łagodzić wymówki pieszczotą, opowiadała jej o swem wielkiem zmartwieniu, o swej nadaremnej bieganinie, o tem, że ją chciano zamknąć w domu waryatek.
— Zamilknij, zamilknij — powtarzała Elina — Bóg mi dozwolił powrócić; dziękujmy Mu za to, bez skarg.
— Masz racyę.
Odzyskawszy dziecko, zapomniała o wszystkiem i gdyby nawet niegodziwy Birk zjawił się w tej chwili, ucałowałaby jego judaszowską brodę.
Pomyśleć tylko! miała ją przy sobie, dotykała się jej, słyszała ciche jej kroki we wskrzeszonym domu z podniesionemi storami; mogła chodzić za nią z pokoju do pokoju, wśród krzątaniny, spowodowanej powrotem i razem z nią otwierać walizy i szuflady, siedzieć naprzeciw niej przy zaimprowizowanym obiedzie, spotykać się wejrzeniem i ściskać się poprzez stół, jak za dawnych czasów.
Jakaż uraza, jakiż gniew, mógłby się ostać wobec takiej radości!
W ogrodzie, ozłoconym pięknym zachodem słońca, słychać było śmiech i krzyki dzieci Lorie’go, które pustoszyły kwatery kwiatowe, odkąd karta z napisem: „Do najęcia”, była wywieszona na zamkniętym pawilonie pastora. Lecz Elina nie myślała o nich, nie odróżniała nawet ich krzyków od świergotu wróbli na drzewach. Pani Ebsen zaś