Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/313

Ta strona została przepisana.

cienkich, które tak lubiła czesać; ale nie... powitała jak obcą, tym lodowatym pocałunkiem, jakim i mnie darzy, mówiła tylko o Bogu, o potrzebie ewangelii do biednej małej, która drżała, tuląc się do mnie.
„Jednakże nie tracę nadziei, że uleczę córkę z tej okropnej choroby niekochania nic na święcie; liczę na czas i uczucie moje.
„Dzisiejszej nocy płakałam po cichu, leżąc w łóżku, bo to boli stracić dziecko za życia. Zdawało mi się, że słyszę w przyległym pokoju jęki, wstaję i biegnę do Liny, leżącej bez światła. Co tobie moje dziecko? Ale nie... nie... całując ją, uczułam jej twarz zalaną zimnemi łzami.
„Ach! mój przyjacielu, jestże coś smutniejszego, jak ta matka i córka, płaczące w milczeniu z cieniami nocy pomiędzy sobą? Jednakże płakała, może to jej serce się odzywa. Jeżeli mnie odda serce, to zwróci je także tobie i twoim dzieciom”.
Było to 15 lipca, we trzy tygodnie po powrocie Eliny do matki. Pani Ebsen, pożegnawszy ostatnią swą uczennicę, pozostałą jeszcze w Paryżu, zboczyła z drogi, ażeby się dowiedzieć jak się ma Magnabos.
— Źle, bardzo źle — ochrypłym głosem odrzekł z głębi fotelu mówca pogrzebowy i z trudnością zwracając się do żony, zraszającej cichemi łzami niebieską szatę Ś-go Rigoberta, powiedział: przedewszystkiem proszę cię żadnych mów nad mym