— Żegnam cię, matko; będę do ciebie pisywała — powiedziała Lina.
Matka wyrzekła tylko: „Żegnam”!
Twarze ich machinalnie przytknęły się do siebie, pocałunek prześlizgnął się po ustach zimny, jak płyta kościelna, lecz w tem krótkiem dotknięciu ciało się rozbudziło i odezwało się w głębi Eliny to, co pozostało jej z dziecka, matka usłyszała poroniony odgłos łkania.
— A więc pozostań! — rzekła, szeroko otwierając ramiona.
Ale obłąkana Elina ostrym głosem odparła:
— Nie! nie! dla twego i mego zbawienia; zbawiam cię tem naszem zobopólnem cierpieniem...
Pani Ebsen, nieruchoma, stojąc na jednem miejscu, słyszała oddalające się jej lekkie kroki na wschodach.
Ani córka nie wychyliła się przez drzwiczki, ani matka nie podniosła firanki, ażeby po raz ostatni pożegnać. Powóz ruszył, skręcił na rogu ulicy, znikł pomiędzy tysiącem innych powozów, wśród zgiełku Paryża.
Już się więcej nie widziały z sobą... nigdy.
Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/316
Ta strona została skorygowana.
KONIEC.