Staruszka podejrzywała, iż bona musi być złą, kobietą. Poznawszy doskonale ubranie małej, jej dwie sukienki żałobne z wyparskniętym obrąbkiem u dołu; wykręcone buciki, godzinami całemi z oburzeniem o tem myślała. „Któż to widział? Oni okaleczą to dzieciątko... jakby to co trudnego było, wyprostować obcasy.
Śledziła, czy też dziewczynka ma na sobie płaszczyk; niepokoiła się gdy w deszcz wyszła z domu i dopiero wtenczas była zadowolona, kiedy Berryszonka, trzymając dzieci za ręce, ukazała się na rogu ulicy i bulwaru Saint-Michel, pomiędzy dwoma stadkami gołębi, czekając z obawą, prawdziwej prowincyałki, na przejazd powozów.
— Idźcież prędzej... przechodźcie... — pomrukiwała staruszka, jakby ją mogli usłyszeć i przez szybę dawała znaki ręką.
Pani Ebsen bardziej romantyczna i sentymentalna, wolała pana Lorie. Interesowała się jego pięknym układem, szeroką krepą na kapeluszu. Niewidując nigdy żony, odgadywała, że tylko co owdowiał. Było to przedmiotem długich rozmów tych kobiet.
Elina cały dzień zajęta lekcyami, mało wglądała w sprawy domowe pana Lorie, lecz drobne dzieciny pozbawione matki, osamotnione wśród Paryża, przejmowały ją litością. Przy każdem spotkaniu, uśmiechała się do nich, starając się zaznajomić z niemi, pomimo niechętnej temu Berryszonki.
Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/35
Ta strona została skorygowana.