Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/37

Ta strona została przepisana.

— Siedem lat!... To już duża z ciebie panienka! Pewnie już chodzisz do szkoły?
— O jeszcze nie, jeszcze nie, wtrącił żywo ojciec, jakby się obawiał, zbyt szczerej odpowiedzi dziecka. Ona jest bardzo delikatna, nie można jej wysilać. Chłopiec to co innego, zdrowie z niego tryska, w sam raz do jego powołania.
— Jakiż zawód obrałeś pan dla niego? zapytała pani Ebsen.
— Marynarza, odrzekł ojciec bez wahania, po szesnastym roku, wstąpi do szkoły Morskiej. Zwracając się natychmiast do malca, zgarbionego na krześle, wyprostował go, wołając ostro: „Cóż Maurycy!... Bordo!...
Ma wspomnienie tego okrętu do ćwiczeń w Szkole Morskiej, oczy Fanny zabłysły dumą; co się zaś tyczy przyszłego ochotnika marynarki, to gniótł niemiłosiernie ozdoby swojej czapeczki i schylał nos ku ziemi, ten nos dziecięcy, który rosnąc szybko, zdaje się mówić do innych części ciała: „Rośnijcie sobie, ja was zawsze wyprzedzę”. Posłyszawszy Bordo, wykrzyknął z zachwytem: ach! i zamilkł, jakby przytłoczony wrażeniem.
— Powietrze Paryża oddziaływa na niego, powiedział pan Lorie, ażeby wytłómaczyć tę onieśmieloną minę. Potem zaczął opowiadać, że się tylko przejazdem znajdują w Paryżu, dla załatwienia niektórych interesów, dla tego nawpół się urządzili i brakuje im niejednej drobnostki...