Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/39

Ta strona została przepisana.

Tu i owdzie rozrzucone były nieliczne sprzęty kuchenne, parę materacy zwiniętych leżało na ziemi, ogromna moc pak rozmaitych rozmiarów. Niektóre były nawet napełnione starzyzną, inne całkiem puste; zastępowały one meble. Jedna z nich przewrócona dnem do góry, z napisem na czterech rogach „ostrożnie”, służyła za stół, na niej były talerze, kawałki chleba i sera, szczątki śniadania. Inna służyła za łóżko dziewczynce, która trzęsła się od zimna, wśród tych czterech desek, wyglądała jakby nieboszczka w trumnie; taka była blada i nosek tak był zaciśnięty. Obok niej przyszły wychowaniec Borda, zanosił się od płaczu, zakrywając twarz czapeczką z godłami!
Rozkład pokoi był taki sam jak na pierwszem piętrze; ale jakaż różnica między salonikiem eleganckim i cieplutkim pani Ebsen, a tą psiarnią! Serce Eliny pękało z bólu, czuła coś nakształt wyrzutu sumienia, że mogła żyć obok takiej nędzy, niepodejrzywając jej nawet.
Zarazem przypominał się elegancki pan Lorie, kiedy bawiąc się lornetką, z niechcenia, napomknął: że im brakuje niektórych drobnostek.
Tak pewnie brakuje niektórych, jak naprzykład: ognia, wina, ciepłego ubrania, prześcieradeł, obuwia. Jednakże dzieci czasami umierają z braku podobnych drobnostek.
— Prędko po doktora!