Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/42

Ta strona została przepisana.

Ale czegóż by nie dokazała ta Lina, dziewczę tak pełne wdzięku i słodyczy? Jedno jej słowo powiedziane u baronowej Gerspach, u której bywał Chemineau, sprawiło że natychmiast, cudem jakimś, znalazło się wakujące miejsce dla Lorie’go w biurach pana dyrektora. Pobierał tam dwieście franków miesięcznie, z potrącaniem zwyczajnej składki. Mógł się wprawdzie spodziewać czegoś lepszego, ale w każdym razie był to pierwszy krok do urzędowania, od którego usunięcie, równało się dla niego śmierci. Ale cóż to za radość mieć znowu do czynienia z papierami; otwierać i zamykać zielone teki, cuchnące pleśnią i wilgocią; czuć się kółkiem tej wielkiej i skomplikowanej, zawadzającej i zgrzybiałej maszyny, która się nazywa administracyą francuzką! Lorie-Dufresne odmłodniał w tym upragnionym żywiole.
A jakiż to był miły wypoczynek po całodziennej bieganinie za interesami; pójść z Fanny do pań Ebsen, do ich skromnego saloniku, gdzie obok ciężkich staromodnych mebli; konsol z czasów cesarstwa, przywiezionych z Kopenhagi i zegara elektrycznego, który nigdy nie szedł — tej przyczyny ich wszystkich nieszczęść — można było ujrzeć piękne krzesło roboty znakomitego tapicera i kosz do kwiatów, podarunki bogatych uczennic. Na tem wszystkiem koronki, roboty starej jejmości, w postaci obrusów, serwetek, zarzutek na fotele. Wszędzie uderzała białość, dziś