Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/49

Ta strona została przepisana.

wsze na jakieś fantazye, na bohaterskie lub bezsensowne jałmużny.
Henryeta uwzględniała ich brak zaufania, ubolewała tylko, że nie może być praktyczną, jak np. Lorie, albo „droga Elina.”
— Niewiem, czym praktyczna — mówiła Elina uśmiechając się — ale staram się tak urządzać, aby jak najdłużej chcieć jednej rzeczy i spełniać z przyjemnością to, co spełnić powinnam.
— Otóż ja powinnam uczyć dzieci i uczę, ale nigdy mi to nie będzie sprawiało przyjemności. Najprzód nienawidzę dzieci. Trzeba się nachylać mówiąc do nich i robić się tak małą jak one, a to jest głupio.
— O Henryeto...
Lina patrzyła na nią z przestrachem, ona tak lubiła małe dzieci wszelkiego wieku: te co biegają, te co zaczynają czytać i te, co są jeszcze miękkim ciałkiem do pielęgnowania i całowania, ona, co zbaczała do Luksemburgskiego ogrodu, żeby usłyszeć ich krzyki, patrzeć jak się bawią przesypywaniem piasku łopatką; aby zatrzymać się przed malcami uśpionymi pod okryciem mamki, lub pod budką wózka; ona co się uśmiechała do wszystkich zaciekawionych ocząt, a jeżeli ujrzała jedną z tych delikatnych główek wystawionych na wiatr lub słońce, biegła do nierozważnej mamki, ażeby przykryła ręką lub parasolką, wołając:
— Piastunko, uważaj na dziecko!