Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/69

Ta strona została przepisana.

przylepiał napisy do tych drogocennych papierów, których już potem nigdy nie zmieniał, klasyfikował je tylko i z powłoki niebieskiej kładł do bronzowej; to zaspakajało jego manię.
W paczce, która mu wpadła w rękę tego wieczora, na pierwszej stronnicy wypisane było, jakby na grobie, imię: Walentyna.
Listy datowane w roku jej choroby, były wszystkiem co mu pozostało po żonie, przedtem bowiem nigdy się nierozłączali. Dużo ich było i wszystkie długie. Pierwsze niezbyt smutne, pełne czułych przestróg, tyczących się dzieci i jego zdrowia, oraz zaleceń codo gospodarstwa, zajęć dla Sylwaniry i Romana, słowem niepokoje matki w oddaleniu.
Ale zwolna nastąpiły skargi i chorobliwe rozdrażnienie nerwów. Potem zdradzały gniew, rozpacz, bunt przeciw swemu losowi, którego okropność miarkowała, pomimo niezręcznych wykrętów lekarzy.
Pośród krzyków boleści i łkań, zawsze przebijała troska o dom, o dzieci, zawsze był jakiś przypisek do Sylwaniry, naprzykład: „Niezapomnij dać do wygręplowania materacy”. Pismo pożółkłe, czasami jakby łzami przesycone, drżące, niepewne, o zwiększonych literach skutkiem osłabienia ręki, wskazywało postęp złowrogiej choroby.
W ostatnim liście, pismo było tak niepodobne do pierwszego, jak martwa i wychudła twarz, jaką zobaczył w pokoju domku odźwiernego w Am-