bоisе, była niepodobną do twarzy kobiety, która przed rokiem wsiadała na okręt, dotknięta jeszcze tylko wewnątrz gnieżdżącą się chorobą i dojrzałą swą świeżością, zwracała uwagę surowych marynarzy w porcie.
List ten napisała Walentyna, zaraz potem, gdy wyprawiła męża do Paryża, by dopilnował tam posady, nie mówiąc nic, iż czuje tchnienie śmierci: „Wiedziałam dobrze, pisała, że wszystko skończone, że się już nie zobaczymy; ale trzeba było dla ciebie i dla dzieci, żebyś pojechał i niezwłocznie zobaczył się z ministrem... Ach biednaż ja, mając już dni policzone, nie mogę ich z rodziną spędzić. Mam męża i dwoje dzieci a umrę sama jedna!...”
Po tej rozdzierającej skardze, już były tylko słowa pełne poddania się. Na nowo stała się spokojną, cierpliwą, jaką była przy zdrowiu, wzbudzała w nim odwagę, dawała mu rady. „Z pewnością odzyskasz posadę, bo rząd nie chciałby się pozbawić takiego urzędnika”. Ale troszczyła się o dom, o gospodarstwo, o edukacyę dzieci, to jest o to wszystko, co człowiek zajęty swym zawodem, innym powierza. Sylwanira, jako zamężna niepozostanie przy nich na zawsze; zresztą choć wierna, zawsze jest tylko służącą.
Zwolna, ostrożnie, w wyrazach, których długo dobierała i których napisanie musiało ją kosztować, bo cały ten ustęp był jakiś kawałkowany, przerywany, wzmiankowała mu o możliwem małżeństwie, później, kiedyś. „Jesteś jeszcze tak
Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/70
Ta strona została skorygowana.