Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/74

Ta strona została przepisana.

wschody, pełne zakrętów, oświetlone z góry wpadającem światłem, jakby w katedrze, z powodu nieregularności budowli, dwukrotny odgłos dzwonka, oznajmiający jej przybycie, pobudził tyle ech w owych miejscach pustych, samotnych i uroczystych, że serce jej zaczęło bić mocniej, w skutek nieokreślonego wzruszenia.
Anna de Beuil, wyszła na jej spotkanie, szorstka, z ochrypłym głosem, z małemi oczkami, wyglądającemi z pod ogromnych brwi, zawiadomiła, że prezydująca zaraz się z nią zobaczy. „Masz pani modlitwy? — Daj mi je”. Poczem znikła za wysokiemi drzwiami, których malowidła były zatarte ciemną farbą, nadającą się więcej do mebli i obicia tego parlatoryum.
Elina czekała siedząc na drewnianej ławce, podobnej do ławek kościelnych; było ich tam więcej, a wszystkie ustawione do koła ścian lub skupione w głębi koło harmonium, przykrytego płóciennym pokrowcem. Okna z kolorowemi szybami, przepuszczały tak mało światła, że biedna dziewczyna nie mogła się dobrze rozpatrzeć w tem dziwacznem miejscu, ani przeczytać napisów na staroświeckich boazeryach, gdzie dawniej można było widzieć sploty amorków sypiących róże; również jak Pomonę i Florę z ich wiecznie świeżemi emblematami.
Z sąsiedniego pokoju dolatywały skargi, łkania i szept głosu gromiącego. Gdy się usunęła na koniec ławki od tych smutnych dźwięków,