Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/79

Ta strona została przepisana.

Zrobiła gest, jakby ją żegnała lub nawet chciała błogosławić.
— Przedewszystkiem nie płacz... Polecę cię temu, który zbawia i wybacza. Powiedziała to tonem tak pewnym siebie, jakby mówiła o kimś, kto nie ma jej nic do odmówienia.
Elina wyszła tak wzburzona i zmieszana, że zapomniała o czeku; powróciła więc na szeroki krużganek, gdzie było troje wielkich oszklonych drzwi, zasłoniętych do połowy szyb, zielonemi firankami. Był to zwyczajny kantor domu bankowego, z okienkami w kratkach; pełen ludzi przychodzących i wychodzących lub oczekujących oraz stosów monet, które ciągle przerzucano. Lecz i tu jak i na górze, wszystko przejmowało chłodem; panowała jakaś surowość, jakaś sztywność w zachowaniu się urzędników. Alegoryczne malowidła na suficie, ścianach i nad drzwiami, stanowiące niegdyś chwałę, starożytnego domu Authemanów, tak samo jak na górze, po wleczone były ciemną farbą.
Elinę skierowano do okienka otwartego pod napisem: Port-Sauveur. W klatce okratowanej; stał, za plecami kasyera, mężczyzna wpatrzony przez plecy w to co tenże pisze. Podniósł on głowę na widok czeku nieśmiało podawanego przez okienko i okazał twarz wychudłą, z zapadłemi oczami i policzkiem obrzmiałym, zasłoniętym czarną opaską; tylko profil pozostawał wolnym, a wyraz jego był gorzki i bolesny. Elina po-