Powoli, ciepło jakie się rozeszło w salonie od lampy i komina, poczęło ożywiać zbolałe serce. Jakto zwykle bywa po wyczerpującem siły wstrząśnieniu, pani Ebsen zaczęła jeść z wilczym apetytem i zwolna myśli jej, nie zmieniając przedmiotu, koiły się i przychodziły do równowagi.
— To pewna, mówiła, że się dokładało wszelkich starań, żeby Babunia była szczęśliwą, żeby jej na niczem nie zbywało do końca życia. A jakiejże ulgi musiała doznawać w tych ostatnich strasznych chwilach, czując się otoczona taką miłością.
Jaki był tłok na pogrzebie. Aż czarno było na ulicy. Z dawnych jej uczennic widziałam Leonię d’Arlot, baronową Gerspach, Paulinę i Ludwikę de Lostande; ani jednej nie brakowało. Miała nieboszczka nawet to, czego dziś bogaci za żadne pieniądze zdobyć nie mogą, to jest mowę pastora Aussandon, dziekana fakultetu teologicznego, sławnego mówcę kościoła reformowanego, który od lat piętnastu nie dał się słyszeć w Paryżu. Jakieto było piękne co powiedział on o rodzinie; jaki był wzruszony, mówiąc o tej odważnej Babuni, opuszczającej w podeszłym wieku ojczyznę, ażeby nawet na jeden dzień, z dziećmi się nie rozstać!
— Tak, nawet najeden dzień, wzdychając powtarza pani Ebsen, którą te słowa pastora, znowu do płaczu pobudzają. Chwytając w objęcia
Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/8
Ta strona została skorygowana.