mówił do niej po cichu z filuternym uśmiechem, spoglądając od czasu do czasu na parę siedzącą na przeciwko.
— Oto Petit Port, powiedział po chwili, wskazując na lekką pochyłość, gdzie pośród ogrodów warzywnych, grzęd kwiatów i jarzyn, domki o czerwonych dachach, rozciągają się po pod Ablon na lewym brzegu Sekwany. Za kwadrans będziemy u tamy.
Na urwistym brzegu, wznosiła się starożytna, pańska siedziba: dachy jej były otoczone balustradą. Okna stojące długim szeregiem, zasłonięte szaremi żaluzyami. Gmach ten wznosił się wśród rozłożystych i poprzycinanych grabów. Naprzeciw głównego wchodu rozciągał się gazon w kształcie półksiężyca, ogrodzony kamiennemi słupkami, które łączyły z sobą łańcuchy.
Po za pałacem, widniał rozległy park, na stoku wybrzeża; mnóstwo wielkich drzew rozmaitego gatunku, przerżniętych w środku kamiennemi schodami, pełnemi zieleni i trawy pomiędzy płytami. Z obydwu stron tych wschodów, zagiętych w łuk, była poręcz. Poprzez rzadkie jeszcze liście widać było na ścianie w górze, ciężki krzyż kamienny, świeżo wzniesiony, jakby na grobie familijnym lub nad kaplicą.
— To zamek Authemanów, odpowiedział Roman, na skierowane ku niemu pytające spojrzenia.
— Więc to być musi Port Zbawiciela? żywo odezwała się Elina.
Strona:PL A Daudet Ewangelistka.djvu/99
Ta strona została skorygowana.