deklamować parafrazę jednej z nich, zatytułowaną Derwisz i garnek z mąką, w samym końcu salonu wszczęła się kłótnia pomiędzy Berzeliusem i człowiekiem, który czytał Proudhona. Obdzielali się oni wymysłami, a nawet szturchańcami. Śród tego popychania Madu ledwie zdołał utrzymać tacę z ciastami i konfiturami, przesuwając je bez miłosierdzia przed łakomemi oczyma „małych ciepłych krajów”, którym stanowczo miał zakazane podawać. Dwa czy trzy razy tylko przez wieczór rozdano im „dziką różę”.
Moronval i hrabina ciągle rozmawiali, a piękny Argenton, spostrzegłszy wreszcie, iż jest przedmiotem ich uwagi, zaczął naprzeciwko podniesionym głosem popisywać się z szumnemi zdaniami i gestami, ażeby go widziano i słyszano.
Wyglądał bardzo rozgniewany. Na kogo? Na nikogo i wszystkich.
Był on jedną z tych żółciowych, rozczarowanych, z wszystkiem poróżnionych, choć niczego nieznających istot, które deklamują przeciw społeczeństwu, obyczajom i upodobaniom swego czasu, stawiając naturalnie siebie zawsze po za kołem powszechnego zepsucia.
Obecnie napadł bajkopisarza, spokojnego urzędnika jakiegoś ministeryum, i mówił do niego nienawistnym, wzgardliwym, groźnym tonem:
— Milcz pan... Znam was... zgnili... Macie wszystkie wady ostatniego wieku i nigdy nie będziecie mieli jego wdzięku.
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/109
Ta strona została skorygowana.