Strona:PL A Daudet Jack.djvu/11

Ta strona została skorygowana.

Pewność siebie, z jaką weszła do jego gabinetu, zbyt widoczna, ażeby mogła być prawdziwą, sposób, w jaki rzuciwszy się miejsce zajęła, młody i nieco wymuszony uśmiech, a nadewszystko potok wylewających się słów, pod którym widocznie ukryła kłopot jakiejś utajonej myśli, wszystko to zbudziło w księdzu podejrzenie.
Na nieszczęście w Paryżu światy tak wzajem na siebie zachodzą, spólność zabaw, toalet, przechadzek wytworzyła tak wązką i tak do przebicia łatwą linię graniczną między modnemi kobietami dobrego i złego towarzystwa, między utrzymywaną loretką i oddającą się markizą, że najdoświadczeńsi na pierwszy rzut oka omylić się mogą. Dla tego to ksiądz przyglądał się tej kobiecie z taką uwagą.
Nadewszystko ciągłe rwanie się rozmowy zbijało go w tem badaniu. Jak tu się połapać wśród tych kaprysów, nagłych zwrotów, tych skoków wiewiórki w klatce? Ksiądz jednakże, mimo że sąd jego usiłowano zbłąkać, już go sobie w połowie wyrobił. Zakłopotana postawa matki, gdy jej się spytał, jak dziecko oprócz Jack się nazywa, dokonało reszty.
Dama zarumieniła się, zmięszała i zawahała na chwilę.
— Prawda, rzekła, proszę mi wybaczyć.... Jeszcze się nie przedstawiłam.... Gdzież ja mam głowę?
I wyjąwszy z kieszeni mały pugilaresik ze słoniowej kości, pachnący jak poduszeczka wonno-