Strona:PL A Daudet Jack.djvu/110

Ta strona została skorygowana.

Bajkopisarz spuścił głowę, pognębiony, przekonany.
— Co zrobiliście z honorem?... Co zrobiliście z miłością?... A gdzie są wasze dzieła? Piękne są te wasze dzieła!...
Bajkopisarz odparł:
— Ale pozwól pan...
Lecz on na nic nie pozwalał. Zresztą co go mogło obchodzić mniemanie bajkopisarza? On mówił do niego, lecz i wyżej, po nad niego. Chciałby, ażeby cała Francya go słyszała, ażeby mógł jej w oczy wypowiedzieć prawdę. Nie wierzył już we Francyę. Kraj spalony, zgubiony, spustoszony... Nic z niego wydobyć nie można, ani wiary, ani idei. Poeta postanowił nie mieszkać w tym kraju, wyjechać i osiąść w Ameryce.
Tak mówiąc, stał ze trzy kwadranse w postawie niezwyciężonego. Chociaż nie patrzył, domyślał się, że na nim wzrok podziwienia spoczywa. Doznawał tego wrażenia, jakie uczuwamy wieczorem w polu, kiedy księżyc, wszedłszy nagle po za nami, magnetyzuje nas swojem światłem i zmusza do odwrócenia się ku jego milczącemu obliczu. Rzeczywiście strzelające ku poecie oczy kobiety oświecały go jakąś aureolą. Wydawał się pięknym, takim, jakim być pragnął.
Zwolna nastąpiło w salonie milczenie około tege uroczystego głosu, który wymagał uwagi. Lecz Ida de Barancy była najbardziej zasłuchana. Dobrowolne wygnanie do Ameryki, zręcznie wtrąco-