wało. Rozproszeni po pustym Paryżu mężnie wracali do ciemnej nędzy swego życia.
Sztuka jest wielką czarodziejką! Stwarza słońce, które dla wszystkich świeci, jak prawdziwe, i wszyscy, którzy się do niego zbliżają, nawet szpetni, nawet śmieszni, unoszą z sobą cząstkę jego ciepła i promieni. Niebiański ten ogień, nieroztropnie porwany, który Chybieni kryją w głębi swych ziemi, czyni ich niekiedy strasznymi, najczęściej śmiesznymi, lecz udziela ich istnieniu wspaniałą pogodę, pogardę zła, urok cierpień, czego inni nędzarze nie znają.
Nazajutrz Moronvalowie odebrali od pani de Barancy zaproszenie na następny poniedziałek. U spodu listu był dopisek, wyrażający nadzieję ujrzenia wraz z niemi pana Argerton.
— Ja nie pojadę... odparł sucho poeta, gdy mu Moronval pokazał zalotny i wyperfumowany bilecik.
Mulat się rozgniewał. Argenton postępował nie po koleżeńsku. Co mu przeszkadzało przyjąć zaproszenie?
— Nie zwykłem jadać obiadów u podobnych kobiet.