— Naprzód — rzekł Moronval — pani de Barancy nie jest taką, jak pan sądzisz; powtóre dla przyjaciela można zrobić ofiarę ze swych skrupułów. Wiesz przecie, że hrabina mi potrzebna, projekt mój założenia kolonialnego pisma podobał jej się, a ty starasz się wszelkiemi siłami sprawę zepsuć. Doprawdy to niegrzecznie.
Po wielu naleganiach, Argenton wreszcie ustąpił. W poniedziałek państwo Moronval, zostawiwszy gimnazyum na opiece doktora Hirscha, udali się do małego hotelu na bulwarze Haussmana, a poeta miał przybyć później.
Obiad naznaczony był na godzinę siódmą. Argenton przyszedł o w pół do dziewiątej. Łatwo się domyśleć, że przez półtory godziny Moronyal nie mógł nie mówić o swoim wielkim projekcie.
Ida była niespokojna.
— Jak państwo myślicie, czy przyjedzie?... Żeby chociaż nie zasłabł... Wydaje się tak delikatny.
Nakoniec przybył, ufryzowany, od niechcenia wytłomaczył się zajęciami, zawsze sztywny, lecz mniej niż zwykle dumny.
Hotel zrobił na nim wrażenie. Był wtedy jeszcze zupełnie świeży. Zbytek dywanów i kwiatów, które zaczynały się od schodów, ozdobionych zielonemi krzewami, a kończyły się przy małym buduarze, napełnionym wonią białego bzu, salon pospolity, jak u dentysty, z niebieskiem niebem, oprawionem w złocone filtrowanie, czarne meble
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/114
Ta strona została skorygowana.