z jedwabnem żółtem pokryciem i balkon, na którym osiadł kurz bulwaru, zmięszany z gipsem sąsiednich budynków — wszystko to musiało oczarować poetę przyzwyczajonego do gimnazyum Moronvala i sprawić na nim wrażenie zbytku i wystawnego życia.
Widok nakrytego stołu, okazała postawa Augustyna, czciciela słońca, i wszystkie drobiazgi serwisu, które nadają piękny odblask lichym winom i smak najzwyczajniejszym potrawom, do reszty go oczarowały. Nie okazując zdziwienia ani zachwytu, jak Moronval, który ciągle się unosił i bezczelnie pochlebiał próżności hrabiny, nieugięty Argenton złagodniał, zaczął łaskawie uśmiechać się i mówić.
Był to człowiek niewyczerpanie gadatliwy, ile razy tylko rozmawiano o nim i nie przerywano mu rozpoczętego zdania, gdyż kapryśna jego imaginacya łatwo się błąkała. Ztąd wynikała przesada i ostateczne wyrokowanie w najdrobniejszych rzeczach, oraz pewna monotonność ustawicznego „Ja... ja...” którem rozpoczynał każdy swój frazes. Przedewszystkiem starał się opanować uwagę obecnych i zmusić ich, ażeby go słuchali.
Na nieszczęście, umiejętność słuchania była cnotą nad siły hrabiny, co spowodowało w czasie obiadu kilka przykrych wypadków. Argenton nadewszystko lubił powtarzać słowa, wypowiedziane w pewnych kółkach osobistościom znanym — redaktorom dzienników, wydawcom, dy-
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/115
Ta strona została skorygowana.