urazy za przekręcenie wierszy, zaprzestał na chwilę higienicznych ćwiczeń.
— I owszem powiedziałbym cokolwiek... Lecz co?... Doprawdy nie wiem....
Zwrócił się do Moronvala tym ulubionym ruchem wszystkich poetów, którzy w ogólności zapytują o zdanie tylko ze stałem postanowieniem nieusłuchania go.
— Cóż ja mam powiedzieć?
— Ach — odparł Moronval z niechęcią, kiedy cię proszą o Credo, powiedz Credo.
— Doprawdy!.... Chcesz pani, ażebym to deklamował?
— O! tak, rzekła hrabina, będę bardzo szczęśliwa.
— Dobrze! rzekł Argenton bardzo naturalnie. I upozowawszy się, wzniósł oczy w górę, wyczekał chwilkę, wreszcie tak zaczął:
Do jednej, która mi wiele złego zrobiła.
A widząc zdziwienie Idy, która czego innego oczekiwała, powtórzył jeszcze uroczystszym głosem:
Do jednej która mi wiele złego sprawiła.
Hrabina i Moronval spojrzeli na siebie znacząco. Bezwątpienia odnosiło się to owej wielkiej damy, o której była mowa.
Urywek rozpoczynał się bardzo łagodnie, na nutę świeckiej epistoły:
Pani, masz ubranie wykwintne.