W dwudziestym siódmym roku życia zdołał zaledwie swoim kosztem wydać jeden tom humanitarnych poezyj, który go skazał na chleb i wodę przez pół roku, a o którym nikt nie wspomniał. Pracował jednak dużo, miał wiarę, wolę, lecz są to siły stracone dla poezyi, od której żądają przedewszystkiem skrzydeł. Argenton ich nie posiadał. Może czuł ów niepokój, jaki po sobie zostawia brak pewnego członka, lecz to było wszystko. Tracił więc czas i pracę na daremne i bezowocne wysiłki.
Lekcye, jakie dawał, pozwalały mu z biedą dociągnąć do końca każdego miesiąca, w której to porze ciotka, wyjechawszy na prowincyę, przysyłała mu pensyę. Wszystko to bardzo mało było podobne do ideału, jaki sobie Ida wymarzyła, do rozproszonego życia światowego poety, używającego powodzeń miłosnych we wszystkich arystokratycznych salonach przedmieścia....
Z natury wyniosły i zimny, poeta unikał związków poważnych, chociaż sposobności do tego mu nie brakło. Wiadomo, iż znajdą się zawsze kobiety, gotowe pokochać podobnych mężczyzn, łowiące się na owo: „Ja wierzę w miłość” jak płotki na wędkę. Lecz dla Argentona kobiety były zawsze zawadą, stratą czasu. Wystarczało mu ich uwielbienie. Umyślnie bywał w sferach, w których mógł stać wyżej, otoczony czcią, na którą nie raczył odpowiadać.
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/124
Ta strona została skorygowana.