rokiem puklerzem krochmalnej koszuli, która mu nadawała imponującą, minę.
Nieprzyjaciel zajął stanowisko. Zawód dziecka był tak wielki, iż musiało ono użyć wszystkich sił, ażeby się nie rozpłakać.
Nastąpiła chwila zakłopotania i milczenia.
Na szczęście drzwi otworzyły się z gwałtownem hałasem, jak gdyby przez nie wpadła horda Hunnów i Augustyn donośnym głosem oznajmił:
— Podano obiad.
Jackowi wydał się ten obiad długim i smutnym. Czuł, że zawadza i jemu również zawadzano. Czuliście kiedy takie osamotnienie, w którem wasza obecność była tak zbyteczną i natrętną, że pragnęlibyście uciec, zniknąć?
Kiedy Jack mówił, nie słuchano go. Ażeby zaś zrozumieć co oni mówili, potrzebował nad tem tylko pomyśleć.
Były to półsłówka, zdania zagadkowe, jakich się zwykle używa przy dzieciach, Jack widział, że matka się śmiała, to znów rumieniła lub piła dla zakrycia rumieńców.
— Och!.. nie, nie... — mówiła ona — kto wie?.. Może.... Pan sądzisz? i tym podobne, na pozór nic nieznaczące wyrazy, które jednak pobudzały do śmiechu. Co się stało z temi wesołemi obiadami, kiedy to Jack, siedząc pomiędzy matką a „dobrym przyjacielem”, królował przy stole i rozporządzał według swego kaprysu humorem i myślami swego towarzystwa?
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/128
Ta strona została skorygowana.