Strona:PL A Daudet Jack.djvu/138

Ta strona została skorygowana.

Powóz zatrzymał się przy restauracyi Pawillona. Nim przygotowano śniadanie, pani de Barancy z dziećmi zeszła przejść się około jeziora. O tej porannej porze nie mącą go jeszcze popołudniowe spacery — cały światowy blask wypudrowanych i wygalonowanych stangretów, przybranych kitami koni, migających osi. Zachowało ono z nocy lekką świeżość, która różowo rozlewała się w świetle. Pływały po niem łabędzie, łodygi ziół przeglądały się w tej przezroczystej wodzie, której cień, cisza, samotność powróciły prawdziwą fizognomię wody żywej. Marszczyła się, drżała, tryskała źródłami, które wydobywały się na powierzchnię w przezroczystych i lśniących bańkach. Zamiast nieruchomego obrusa, który zdaje się być zwierciadłem świeżych mód i próżności Paryża, jezioro ośmieliło się zostać znowu jeziorem; głaskały je skrzydła, poruszały od spodu płetwy ryb, a wierzby, obszyte zieloną frendzlą wiotkich latorośli, kąpały w niem opuszczone gałęzie.
Co za rozkoszna przechadzka!
A śniadanie!.. Śniadanie przy otwartych oknach, przy apetycie pełnych życia i swobody uczniów, rzucających się na wszystko z jednakową chęcią. Całe śniadanie odbyło się pośród jednego wielkiego wybuchu śmiechu. Wszystko dostarczało doń powodu: spadły kawałek chleba lub ruchy lokaja. Tej naiwnej wesołości odpowiadał ciągle świergot ptaków na gałęziach.