je z nim przyjemności!... Czy to nie wstyd dla kobiety w jej wieku, nie pierwszej młodości; miałaż ona serce odjechać i zostawić dziecko same w Paryżu, powierzyć je obcym ludziom?
Litując się tak nad losem biednego dziecka, mulat wykrzywił złośliwie usta, co oznaczało: „Poczekaj... poczekaj... ja ci wypielęgnuję twojego Jacka, zupełnie po ojcowsku!”
Nie tyle go gniewał zawód chciwości, przepadłe pismo, ta ostatnia na zawsze stracona nadzieja majątku, lecz nadewszystko zuchwała tajemniczość, nieufność, jaką się otaczały dwie te istoty, które się przez niego i u niego poznały, którym dom jego pośredniczył. Pobiegł na bulwar Hausmana, ażeby się tam czegoś dowiedzieć, lecz i tu znalazł tęż samą tajemniczość. Constant oczekiwała listów od pani. Wiedziała tylko, iż z „dobrym przyjacielem” stosunki zupełnie zerwane, że pani porzuci bulwar i że prawdopodobnie ruchomości będą sprzedane.
— Ach! panie Moronval — dodała tęga totumfacka, wielkie to dla nas nieszczęście, żeśmy przestąpili próg pańskiej szopy.
Mulat powrócił do gimnazyum z tem przekokonaniem, że na przyszły kwartał odbiorą Jacka lub że on sam będzie musiał go, jako nieopłaconego, odesłać. Ztąd wypadło dla niego, jak zresztą i dla całego zakładu, że nie należało już oszczędzać młodego Barancy, lecz powetować sobie całoroczne staranie, jakiemi go otaczano.
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/146
Ta strona została skorygowana.