jącym powrotem ciepła i światła, a nadewszystko wycieczką do zoologicznego ogrodu, która nasunęła mu żywe i gorące wspomnienia opuszczonej ojczyzny.
Ta melancholia wygnańca objawiła się naprzód niemym uporem, uległą rezygnacyą na wszelkie wymagania i bicie. Następnie twarz Madu przybrała wyraz stanowczości, nadzwyczajnego ożywienia. Rzecby można, iż biegając, przy swoich licznych zajęciach po domu i ogrodzie, dąży do jakiegoś oddalonego, nikomu nieznanego celu. Można się było tego domyślać z nieruchomości jego wzroku, z całej naprzód zwróconej postawy, jak gdyby ktoś szedł przed nim i wołał go za sobą.
Pewnego wieczoru, kiedy murzynek zabierał się spać, Jack usłyszał łagodny szczebiot jego dziwnej mowy i zapytał:
— Ty śpiewasz Madu?
— Nie, panie, nie śpiewam, mówię po murzyńsku.
I zwierzył się ze wszystkiego swojemu przyjacielowi. Postanowił uciec. Dawno już o tem myślał, czekał tylko ciepła, ażeby swój plan uskutecznić. Teraz, kiedy już słońce przybyło, Madu powróci do Dahomeyu i odszuka Kerikę. Jeżeli Jack chce ujść z nim, pójdą pieszo do Marsylii, skryją się na okręcie i razem popłyną morzem. Nie stanie im się nic złego, bo on ma swój amulet.
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/150
Ta strona została skorygowana.