Strona:PL A Daudet Jack.djvu/155

Ta strona została skorygowana.

je poruszysz, wychodzi z nich odór, ckliwa woń krwi i zbrodni.
Osobliwy to był pomysł prowadzić tam dzieci, napaść ich oczy całą tą ohydą, zatargać ich nerwy błaganiem, ryczeniem, przekleństwem, szlochaniem, szalonym śpiewem, całą tą piekielną muzyką, jaką można słyszeć w napełnionych aresztach.
Dyrektor gimnazyum nazywał to wtajemniczaniem swoich uczniów w życie paryzkie.
„Małe ciepłe kraje” nie rozumiały dobrze tego, co widziały i słyszały, tylko wynosiły ztamtąd złowrogie wrażenie; zwłaszcza Jack, który był rozumniejszy, bardziej rozwinięty, a nadewszystko delikatniejszy, wracał z takich wycieczek ze ścieśnionem sercem, niespokojny, roztkliwiony, zupełnie oszołomiony tem podziemiem Paryża, i myślał nieraz z przerażenizm:
— Może tam i Madu się znajduje.
Lecz potem uspakajał się tem, że murzynek musi już być bardzo daleko, że biegł ze wszystkich sił drogą do Marsylii, a drogę tę wyobrażał sobie jak laskę prostą, zakończoną morzem i gotowemi do odpłynięcia okrętami.
Każdego wieczoru, gdy wchodził do sypialni, widok opróżnionego łóżka przyjaciela sprawiał mu radość.
— Ucieka, ucieka, mały król!... mówił sobie i na chwilę zapominał o zmartwieniach własnego położenia, o zagadkowym odjeździe matki, która