Strona:PL A Daudet Jack.djvu/157

Ta strona została skorygowana.

Dla schlebienia dyrektorowi, równie i dla zadowolenia własnej potrzeby krzyku, właściwej „małym ciepłym krajom”, przyjęły one tę wiadomość strasznym wrzaskiem. Jack nie przyłączył swego głosu do tego tryumfalnego wycia, tylko pomyślał sobie:
— Ach! biedny Madu,...
Madu rzeczywiście był w areszcie od wczoraj. Tam, w tej kloace, pomiędzy złoczyńcami, włóczęgami, pośród zgrai unurzanych próżniaków, wstrętnych, zmęczonych lub pijanych, leżących w nieładzie na rozrzuconych siennikach, tam to znakomity dyrektor znalazł dziedzica dahomeyskiej korony.
— Ach! nieszczęsne dziecko, w jakim stanie ja ciebie.... ja ciebie....
Zacny Moronval nie mógł więcej powiedzieć, dławiło go zdziwienie i wzruszenie. Rzucił się na szyję murzynka, objął go swemi ogromnemi rękami niby parą chciwych macek, co widząc towarzyszący mu inspektor policyi, pomyślał sobie:
— Oto mi dyrektor pensyonatu, który kocha swoich uczniów.
W zamian za to nieczuły Madu okazał się zupełnie obojętnym; na widok Moronvala jego rysy nie wyraziły ani radości, ani przykrości, ani zdziwienia, ani wstydu, ani nawet tej głębokiej odrazy, którą mulat zwykle w nim budził, a którą okoliczności, zdaje się, powinny były spotęgować. Posępne jego oczy patrzyły, nic nie widząc, z twa-