Strona:PL A Daudet Jack.djvu/160

Ta strona została skorygowana.

Jack miał wielką chęć z nim pomówić, dowiedzieć się szczegółów krótkotrwałej i tak przykrej podróży; lecz pani Moronval i doktór Hirsch siedzieli pochyleni nad malcem, który zdawał się drzemać, wzdychając jak zwykle po wybiciu i płaczu.
— A więc, panie Hirsch, pan mówi, że on nie jest słaby?
— Nie bardziej odemnie.... Widzi pani, ten gatunek ludzi jest opancerzony jak monitor.
Gdy odeszli, Jack ujął odbijającą się na kołdrze czarną rękę Madu, suchą i rozpaloną, jak cegła wyjęta z pieca.
— Dobry wieczór, Madu.
Madu otworzył nieco oczy i z dziką obojętnością popatrzył na swego przyjaciela.
— Skończyło się z Madu, rzekł zcicha, Madu zgubił gri-gri. Już nigdy nie zobaczyć Dahomey. Skończone....
Dla tego to nie opuścił Paryża. W dwie godziny po ucieczce z gimnazyum, kiedy na skraju miasta szukał drogi do wsi, piętnaście franków, które mu dano na targ, wraz z zawieszonym na szyi amuletem — przeszły jakimś sposobem do kieszeni jednego z tych rogatkowych łotrów, dla których każda zdobycz jest dobrą, jednego z drapieżnych ptaków, rzucających się na każdy błyszczący przedmiot.
Wtedy, zapomniawszy o Marsylii, o okrętach i podróży, przekonany, iż bez gri-gri nie dostanie