gdyby szukał kogoś i znaleźć nie mógł. Oświetla blaskiem stosy okien, zagląda aż do dna wazonów, wspina się na stare, o ścianę oparte kratki, porusza się i biega nieustannie, lecz niczego, niczego nie znajduje. Przesuwa się po żelaznem łóżku, po czerwonym kaftanie, którego rękawy spoczywają nieruchome. Lecz zdaje się, że i tu szuka daremnie, gdyż biegnie dalej po suficie, po drzwiach, pełza, drga, w końcu ustał, wycieńczony i omdlały, przekonał się, że ogień tu niepotrzebny, że tu już niema kogo ogrzewać, pokrywa się więc popiołem i gaśnie, gaśnie jak mały król zmarzluch, który go tak lubił.
Biedny Madu! Ironia losu prześladowała go jeszcze po śmierci, gdyż dyrektor pensyonatu długo się wahał, jak go pochować: czy jako lokaja, czy też jako Królewską Mość. Z jednej strony nasuwały się względy ekonomiczne, z drugiej pociągała korzyść reklamy i próżność. Po długim wreszcie namyśle powiedział sobie Moronval, iż trzeba działać energicznie i że, jeżeli mały król za życia nie przyniósł pożądanych korzyści, należy skorzystać z jego śmierci.
Urządzono więc wspaniały pogrzeb.
Wszystkie pisma pomieściły biografię małego króla Dahomeyu, biografię — niestety! — bardzo krótką, odpowiednią niedługiemu życiu nieboszczyka, ale owiniętą w zwoje długiego panegiryku dla gimnazyum Moronvala i jego dyrektora. Nie zapomniano ani o doskonałości metody
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/166
Ta strona została skorygowana.