Strona:PL A Daudet Jack.djvu/175

Ta strona została skorygowana.

Jack, o ile mógł, nadstawiał uszy, ażeby zapamiętać wszystkie nazwy, nade wszystko zaś tej miejscowości koło Paryża, przez którą miał iść, i tej do której chciał się dostać — Barcy i Etiolles. Miejscowości te tworzyły w jego umyśle dwa świetlane punkta, między któremi rozciągała się długa, ciemna i nieznana droga. Odległość nie przerażała go.
— Będę szedł przez całą noc — mówił sobie.... Jakkolwiek mam małe nogi, zrobią one przez ten czas osiem mil.
Poczem rzekł głośno:
— No, już idę... Muszę, wracać do gimnazyum...
Miał wielką chęć jeszcze o coś zapytać, a pytanie to świerzbiło mu język; mianowicie, czy Argenton jest w Etiolles? Czy znów spotka pomiędzy matką i sobą tego człowieka, którego złowrogi wpływ odgadywał?... Lecz nie śmiał o to zagadnąć Constant. Nie rozumiał rzeczywistego stanu rzeczy, przeczuwał jednak, iż to była niezaszczytna strona w życiu jego matki; nie rzekł więc ani słowa.
— Do widzenia, panie Jack.
Służące go ucałowały, stangret uścisnął mocno za rękę, po czem Jack wyszedł do sieni, zapełnionej natłokiem kończącej się licytacyi, gdzie spotkał komornika, odchodzącego ze swoim woźnym, i Auvergne’aków, kłócących się przy wynoszeniu mebli. Nie zastanawiał się jednak nad tą niewytłomaczoną dla niego ruiną. Podczas gdy to gniazdo,