Strona:PL A Daudet Jack.djvu/182

Ta strona została skorygowana.

blask światełka ciupy, ścigany gradem przekleństw i łoskotem zatrzaśniętych drzwi. Puścił się na oślep w tę złowrogą pomrokę, która teraz stała się dla niego schronieniem; biegł długo, z całych sił, i zatrzymał się dopiero na otwartem polu.
Po obu stronach rozciągały się niwy, dotykające do widnokręgu.
Kilka nowych i nizkich domków ogrodniczych, rozrzuconych wśród nocy jak białe sześcianki, przerywało tylko jednostajność widoku. W oddaleniu widać było jeszcze czuwający Paryż, który odbijał się na kawale nieba czerwoną łuną hutniczego ognia. Łuna ta wyróżnia zawsze Paryż śród jego okolic; wydaje on się jak gdyby otoczony gwiazdami olśniewającej atmosfery swego ruchu. Dzieciak stanął, nieruchomy, niby w ziemię wrosły. Pierwszy raz w życiu był tak późno i sam jeden za miastem. Nadto, od samego rana nic nie jadł i nie pil, czuł też straszne pragnienie. Teraz dopiero zrozumiał, jak się okropnie zaawanturował. Może zbłądził i oddalał się od tej pięknej, a tak upragnionej i dalekiej okolicy Etiolles? Gdyby nawet nie chybił kierunku, ileż potrzebował siły, ażeby dojść do celu!
Przyszło mu na myśl, ażeby się położyć w jednym z rowów będących po obu stronach drogi i przespać się aż do świtu; lecz zbliżywszy się usłyszał tuż obok siebie przeciągłe i ciężkie oddychanie. W rowie leżał jakiś człowiek; głowę