rozgrzewającem i dała mu się napić kilka kropel na orzeźwienie.
Ach! gdyby był miał odwagę powiedzieć:
— Nie.... Skłamałem.... Nie mam żadnego interesu de Villeneuve-Saint-Georges.... Idę dalej, tam, gdzie i państwo.
Ale wyznanie takie wystawiłoby go na wzgardę, na nieufność tych dobrych, szczerych ludzi, wołał poddać się znowu całej okropności, z której wyprowadziła go ich litość. Jednakże kiedy usłyszał, że dojeżdżają do Villeneuve, nie mógł się powstrzymać od płaczu.
— Nie płacz, moje dziecko, rzekła do niego dama. Może twoja matka nie bardzo słaba; a gdy cię zobaczy, zrobi jej się lepiej.
Przy ostatnim domu w Villeneuve powóz się zatrzymał.
— Tutaj, rzekł Jack wzruszony.
Żona go pocałowała, mąż uścisnął za rękę i pomógł mu wysiąść.
— Ach! szczęśliwy jesteś, żeś już w domu... My mamy jeszcze dobre cztery mile.
I on miał przejść także te dobre cztery mile.
Straszne!
Zbliżył się do furtki, jak gdyby miał zadzwonić.
— Dobrej nocy, wołali odjeżdżający przyjaciele.
— Dobrej nocy, odpowiedział Jack przerywanym od łez głosem. I powóz minął drogę do Lyonu, a skierował się w prawo na wysadzony
Strona:PL A Daudet Jack.djvu/190
Ta strona została skorygowana.