Strona:PL A Daudet Jack.djvu/197

Ta strona została skorygowana.
VIII.
Parva domus, magna quies.

— Nie, mój Jacku, nie, moje dziecko drogie, nie obawiaj się, nie wrócisz już do tego przeklętego gimnazyum.... Bić, oni śmieli bić moje dziecko!... Dobrze, bardzo zrobiłeś, żeś uciekł. Ten podły mulat podniósł na ciebie rękę. Czyż on niewie, że przez twoje urodzenie, nie mówiąc już o barwie, ty właśnie miałeś prawo go obić? Trzeba mu było powiedzieć: u mamy mulaci służyli. No, nie patrz na mnie takiemi smutnemi oczami. Mówię ci, że tam już nie powrócisz. Naprzód, nie chcę, ażebyś mnie opuścił. Urządzę ci tu bardzo ładny pokoik. Zobaczysz, jak to na wsi dobrze. Mamy bydło, kury, króliki, jedną kozę i osła. Prawdziwa arka Noego.... Przypominam sobie, że nie dałam jeść moim kurom. Twoje przybycie tak mnie wzruszyło.... Ach! kiedy cię zobaczyłam na drodze, w takim stanie.... Chodź spać, odpocznij trochę. Obudzę cię na obiad. Lecz napij się wprzód zimnego bulionu. Wiesz, co powiedział doktór Rivals? Ażebyś powrócił do zdrowia, potrzeba ci tylko snu i pożywienia. Prawda, że dobry bulion matki Archambauld?.... Biedny, drogi, kiedy pomyślę, że gdy ja spałam, ty sam biegłeś tutaj. To okropność! Słyszysz, jak mnie wołają moje kury? Idę.... spij spokojnie.